Zdjęcia Bogdana Dziworskiego należą do kanonu polskiej fotografii powojennej. Te czarno-białe ujęcia przedstawiają chwile z życia zwykłych ludzi: młodych i starych, ładnych i brzydkich, w pracy czy podczas relaksu. Ich scenografią są polskie miasta i miasteczka, choć od czasu do czasu autor uwieczniał też sceny z miast zagranicznych. Ze swoistym dystansem i poczuciem humoru przywraca wspomnienia o codziennym życiu minionych dekad. Jego fotografie – na pozór klasyczne w formie i treści – często zaskakują nowatorskością i refleksem, nie wspominając o warsztacie Dziworskiego – jednego z najważniejszych twórców polskiego filmu dokumentalnego II połowy XX w.
Te zdjęcia będą odkryciem – wiele z nich publikowanych jest po raz pierwszy. Czarno-białe, robione Leicą, obiektywem 50 mm. Najczęściej z przesłoną 5.6 (stąd tytuł albumu).
Łódź, lata 60. Ludzie na ulicy, na podwórzach kamienic, w parku, w wesołym miasteczku. Wyraziste twarze, miny, gesty. Gra międzyludzka, przypominająca taniec, mająca coś z miłosnego rytuału, także coś z cyrku. Świat zaskakujący. Zaskakuje również sam dobór zdjęć – z łódzkiego Parku Poniatowskiego przenosimy się do Central Parku w Nowym Jorku.
W pierwszym momencie wydaje się, że te czarno-białe, rodzajowe sceny z ulic i podwórek są reportażem z jakiejś odległej cywilizacji. Ale choć te zdjęcia są pełne obyczajowego szczegółu, nie dominuje w nich spojrzenie socjologa. Nie chodzi w nich o Polskę. Nie jest to ani kolejny sąd nad PRL-em, ani nostalgiczny powrót do czasów młodości. Napięcie wynika tu z relacji fotografa z rzeczywistością. Niezależnie od tego, kiedy i gdzie te zdjęcia zostały wykonane, każde z nich jest całym światem, który obnaża się przed nami, uchwycony w niepowtarzalnym momencie.
– Moje zdjęcia z tamtej epoki nigdy nie są inscenizowane – mówi Dziworski – One są wychodzone. Dzień w dzień, bywało, po osiem godzin fotografowania. Zbyszek Rybczyński mówił: gdziekolwiek pójdę, coś ciekawego się wydarza. Tak też było ze mną. Najpierw nic się nie dzieje. Potem dopiero, jeżeli masz cierpliwość, zaczyna się taniec z rzeczywistością. Niby wszystko się skończyło, normalny człowiek mówi ”do widzenia”, a właśnie wtedy trzeba robić zdjęcia! I następuje ten jeden moment – bressonowskie ”było-minęło”. Po długich treningach można go wyprzedzić o ułamki sekundy. Fotografowanie jest czyhaniem na tę jedyną chwilę, kiedy rzeczywistość się sama ustawi. Do tego trzeba mieć szczęście. I ja je mam. Obserwuję dwa plany, zgrywam je ze sobą. Trzy – to niebywałe szczęście, które ci wchodzi w kadr. Reżyser mógłby to sobie ustawić – ja wyczekuję.
Fragmenty eseju Tadeusza Sobolewskiego „Taniec rzeczywistości”, zamieszczonego w albumie „f/5.6”
O artyście
Bogdan Dziworski urodził się w Łodzi w 1941 roku. W 1965 roku ukończył Wydział Operatorski w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi. W 1994 roku otrzymał tytuł doktora, a w 2002 profesora zwyczajnego. Wykładowca PWSFTViT w Łodzi, Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i Warszawskiej Szkoły Filmowej. Współpracował z Polską Kroniką Filmową, łódzką Wytwórnią Filmów Oświatowych oraz Przedsiębiorstwem Realizacji Filmów „Zespoły Filmowe”. Jest autorem wielu filmów dokumentalnych, poświęconych głównie tematyce sportowej. Wiele z nich osiągnęło status „kultowych” i ma do dziś swych wielbicieli.
Dziworski nigdy nie traktował fotografii jako profesji. I choć nie rozstawał się ze swoim aparatem Leica, twórczość fotograficzna była dla niego dopełnieniem zawodu operatora, scenarzysty i reżysera filmowego. Jego praca z obrazem ruchomym ma bezpośrednie odzwierciedlenie w zapisie fotograficznym – estetyka jego jest zdjęć jest przesiąknięta duchem polskiej szkoły filmowej.
Przez wiele lat Dziworski robił swoje zdjęcia „do szuflady” – nie organizował wystaw, nie publikował ich. Jego pierwszy album wydano już na początku lat 80-tych w Wiedniu, ale na pierwsze polskie wystawy czekaliśmy kolejnych dziesięć lat, a na publikację – dwadzieścia.
Fotografie Bogdana Dziworskiego należą do kanonu polskiej fotografii powojennej. To czarno-białe ujęcia, klasyczne w formie i treści wyrazu. Ich autor, z zawodu operator i twórcą filmowych dokumentów, uważany jest za mistrza fotografii ulicznej i porównywany do Henri Cartier-Bressona. Nawyki wyniesione z pracy z ruchomym obrazem czynią go doskonałym obserwatorem życia i rejestratorem ludzkich zachowań. Fotograf z doskonałą lekkością kadruje rzeczywistość, a przedstawione na zdjęciach sytuacje posiadają trudną do uchwycenia aurę. Każda jego fotografia to mini opowieść, która stanowi poetycką lub zabawną anegdotę.
Obecnie Bogdan Dziworski jest reprezentowany przez 6×7 Leica Gallery Warszawa – wydawcę albumu f/5.6 i współorganizatora wystawy.